- Jak to mówią - rozległ się chłodny, kobiecy głos. - Jesteś aresztowana - światła wokół nas rozbłysły, rozświetlając niewielki pokoik.
Przez zaledwie sekundę stałam jak sparaliżowana. Jednak nie dałam tego po sobie poznać. Zachowując zimną krew, odwróciłam się w stronę kobiety, stojącej w drzwiach.
Jej bose stopy, niemal tonęły w szarościach puszystego dywanu. Na ramiona miała zarzucony bladoróżowy szlafrok ze świecącego materiału. Jej blada twarz lśniła od grubej warstwy kremu. Przyjrzała się mi, odgarniając z czoła kosmyk blond włosów. Na pierwszy rzut oka można jej było dać jakieś trzydzieści parę lat. Przyznawała się do trzydziestu siedmiu, ale to i tak było za mało o pięć lat.
Była niewysoka, w dodatku nie posiadała żadnej broni, jeśli nie licząc trzymanego w ręku dojrzałego banana. Dramatycznie odchyliwszy głowę, wycelowała go we mnie.
- Pif-paf.
Wydałam z siebie dźwięk rozgoryczenia, po czym osunęłam się na, pokryty skórą, fotel.
- Cholera, Angeles, co ty tu robisz?